piątek, 8 listopada 2013

Mały nerwowy ratlerek porzuca Paryż i wyrusza do Amsterdamu

Sikaliście kiedyś w stresie? No to wiecie jak się czuję w moich godzinach pracy. Rozmawiałam z koleżankami au pairkami i okazuje się, że mamy podobne odczucia. Mieszkając z pracodawcą człowiek zmienia się w zestresowanego ratlerka z wielkimi oczami.
Możliwe, że same sobie to roimy, ale ta praca do łatwych nie należy i jeżeli ktoś myśli, że będzie się czuł jak by pomagał w domu u dalekiej rodziny to się niestety myli. Jeżeli w grę zamieszane są pieniądze w tym twoja cotygodniowa wypłata, automatycznie stajesz się pracownikiem.
A w wypadku akurat tej pracy ustalenie statusu jest bardzo trudne. Po całym tygodniu i nieszczęsnych środach (dni wolne od szkoły=cały dzień z dziećmi) przychodzi weekend i wtedy właściwie odbijamy sobie wszystkie niedogodności. Kiedy przez cały czas starasz się być autorytetem i wzorem dla dzieci, w weekendy można w końcu pobyć sobą i trochę się wyskakać. Miasto jest wielkie i jeżeli chce się zrobić coś konkretnego należy to uprzednio dobrze przemyśleć. W książce Paryż na Widelcu autor sam mieszkający w tym mieście od kilkunastu lat przyznaje, że nie poznał jeszcze wszystkich tajemnic a ciągle odkrywa coś nowego. O nieprzewidywalności tego miejsca sama zdążyłam się już przekonać.
Światła Paryża
Jeden wieczór, który miał okazać się klapą przerodził się w progangsterski taniec z w klubie, gdzie zamiast podłogi była wielka piaskowa plaża. Brzmi absurdalnie, ale coś takiego zdarza sie własnie wtedy kiedy myślisz, że to miasto cię zmięło i wypluło i właściwie trzeba już wracać do domu. Zawsze powtarzałam, że jeśli chce sie żeby coś się działo trzeba ku temu stwarzać okazje. Wyjść gdzieś, coś zacząć tworzyć czy po prostu powygłupiać się ze znajomymi. Tutaj na prawdę wystarczy...wyjść.
Plan planem, ale Paryż ma twoje plany w dupie.
Czas czasem, ale twój czas również należy do tego miasta.
Nigdy nie wiesz czy akurat kiedy śpieszysz się odebrać dzieci ktoś nie postanowi wskoczyć pod pociąg metra i zablokować twoją linię na 45 minut (zeszły poniedziałek).
Bar do którego właśnie wszedłeś zamyka się beszczelnie o godzinie drugiej, podczas gdy w tym samym momencie metro przestaje działać dzięki czemu utknąłeś w dzielnicy, której zupełnie nie znasz (poprzedni weekend). Sama też potrafię się wkopać jak wtedy gdy bezwiednie rzuciłam bardzo niestosowny żartem do grupy Niemców, że jest ich tak dużo tutaj jak w jakimś obozie..(zajęcia z francuskiego).

Światła Amsterdamu
Mogłabym wymieniać jeszcze wiele takich sytuacji, ale nie będę sobie odbierać przyjemności z pisania tego bloga i po prosu będę je porcjować. Jestem w te chwili do tyłu ze wszystkim co chciałam tu opisać.
Mam tak dużo pomysłów ,że czasem po drodze je gubię i właściwie następny wpis będzie tym własciwym. Opisze w nim nie tylko moje urodziny w których brał udział niespodziewany gość, wyprawę nocą na Montmartre oraz Halloween.

Halloween, które spędziłam w Amsterdamie-wszystko tanim kosztem i to w doborowym towarzystwie. Poniżej tym razem zamiast planowanego filmiku z Paryża...filmik z Amsterdamu ;)


        


Ps. własnie otwarłam moje konto we francuskim banku co udało mi się załatwić zupełnie samej i bardzo mnei to cieszy...w przeciwieństwie do salda na tym koncie.

Salut!